Dzień czternasty

< Dzień trzynasty | Spis treści | Dzień piętnasty >

30.09.2009 La Maddalena

Opuszczamy maleńki port wcześnie rano. Pogoda jest wspaniała. Jest słonecznie i wieje na tyle mocno żeby postawić żagle ale nie na tyle mocno żeby kołysało. Żeglujemy tak przez ok dwie godziny. Zatrzymujemy się w jednej z malowniczych zatoczek parku narodowego. Po drugiej stronie zatoczki jest zatopiony statek do którego chcemy popłynąć. Zabieramy ponton i płyniemy do brzegu. Po drugiej stronie nie udaje nam się jednak znaleźć wraku. Udaje nam się natomiast odnaleźć śliczna plażę.

Dość krótka ale z białym pisakiem i niskimi iglakami dającymi trochę cienia. Zawiedzeni brakiem wraku wracamy na jacht. Ale tym razem już nie pontonem. Wskakujemy w pianki i powoli płyniemy do łodzi. Po drodze możemy nacieszyć się towarzystwem małych rybek. Spotykamy też ośmiornicę. Która spokojnie zagrzebana w piasku nie umknęła jednak naszym oczom. Kiedy podpłynęliśmy do niej bliżej zmieniła kolor i uciekła pod najbliższy kamień. Po kilkunastu metrach spotkaliśmy kolejna ośmiornicę. A przy samej łódce spotkała nas prawdziwa niespodzianka. Natrafiliśmy na węgorza morskiego – lub jak ktoś woli murenę. Ta była jednak małych rozmiarów. Śledziliśmy ja przez chwilę jak zwinne płynie z jednej kępy trawy do drugiej. Kiedy znalazła sobie odpowiednie miejsce już nie chciała z niego się ruszyć. A kiedy Miłosz podpłynął bliżej pokazała mu zęby. Mimo że nie była wielkich rozmiarów umiała się bronić. Tego dnia wszyscy byli w wodzie więc rejs można było uznać za udany i spełniony. Późnym popołudniem weszliśmy do portu 'La Maddalena'. Pracownicy portu koniecznie chcieli pomóc nam zacumować i dopychali naszą łódkę pontonem. Nie bardzo nam się to podobało i w końcu przestali. Chyba szybko się zorientowali, że ich pomoc nie jest potrzebna, a nawet przeszkadza. Wieczorem piliśmy wódkę z robakiem, nie była smaczna. Śmierdziała robakiem.

basia

< Dzień trzynasty | Spis treści | Dzień piętnasty >