Dzień piąty
< Dzień czwarty | Spis treści | Dzień szósty >
21.09.2009 Santa Teresa
Łódka się popsuła. Z jakiegoś nieznanego powodu zasilanie 12V nie działa. Przez to nie możemy zasilać laptopa z mapami. Mapy papierowe nie są dość dokładne, więc żeglowanie trzeba na razie zawiesić. Dzwonimy do szefa bazy jachtowej w Portisco. Obiecuje przyjechać przed 15 i naprawić. Faktycznie zjawia się zgodnie z obietnicą. Przez godzinę walczy z miernikiem i nie znajduje przyczyny. Udaje mu się natomiast usunąć objawy. 12V zaczyna znowu działać. Dostajemy także nową przetwornicę, bo podobno źródłem kłopotu była nasza przetwornica. Około 17 zbieramy się do wypłynięcia. Na kei pojawia się dziadek portowy i żąda dodatkowej opłaty za rozpoczętą dobę w porcie. Zbywamy go odpowiedzią, że sanitariaty były zamknięte przez całą noc, a rano miła pani sprzątaczka, która miała skończyć swoje zadania o 7.30 pracowała do 10.30. W końcu odbijamy i wypływamy. Wieje korzystny wiatr z północnego wschodu. Ruszamy w stronę Capo Testa, gdzie wcześniej byliśmy na plaży. Po drodze 12V instalacja znowu odmawia posłuszeństwa. Nie przejmujemy się tym i zawijamy do Capo Testa od strony południowej. Niestety nie ma tu boi cumowniczych na co liczyliśmy. Trzeba rzucić kotwicę. I tu pojawia się kolejna przykra niespodzianka silnik kotwicy nie działa. Z bólem serca zawracamy do Santa Terresa. Dopływamy już po zmroku. Po drodze zrywa się silny wiatr i deszcz. Limit pecha na ten dzień wydaje się wyczerpany. Wieczorem zasypiam szybko. Basia siedzi z resztą załogi na pokładzie. Wiatr jest coraz silniejszy i coraz bardziej dopycha nas do kei. Bogdan postanawia zapalić silnik i oddalić się na bezpieczną odległość. Po chwili z komory silnika zaczyna się wydobywać dym, a samego silnika nie da się wyłączyć. Po kilku próbach w końcu się udaje, ale nieprzyjemny swąd pozostaje. Najprawdopodobniej spalił się rozrusznik, bo silnika nie udaje się już uruchomić. Sprzątanie i wietrzenie kończymy grubo po północy.
miłosz
< Dzień czwarty | Spis treści | Dzień szósty >