Dzień siódmy

< Dzień szósty | Spis treści | Dzień ósmy >

23.09.2009 Bonifacio

Od rana czekamy na Frencesco, który obiecał przyjechać jak tylko odbierze nowy rozrusznik. Pojawia się dopiero koło południa. Na szczęście wymiana rozrusznika przebiega sprawnie...

Ok 15 wypływamy do Bonifacio. Przed wypłynięciem pamiętamy jednak by zwiesić korsykańską banderę. Ma to podobno duże znaczenie. Statki bez powiewającej flagi z podobizną czarnoskórego żołnierza – marynarza mogą napotkać trudności w porcie. W prawdzie nikt nie odmówi nam wejścia do portu z tego powodu, ale możemy spotkać się z brakiem pomocy przy rzucaniu cum. Pogoda nam sprzyja. Jest słonecznie, przyjemnie wieje. Stawiamy żagle i suniemy na nich aż do samego portu.

Kiedy zbliżyliśmy się do klifów Korsyki zbliżyły się do nas dwa myśliwce. Wcale nie szukały nas. Pojawiły się nagle. I równie szybko zniknęły. Leciały tak blisko, że miało się wrażenie jakby za chwilę miały w nas uderzyć. Pewnie na Korsyce znajduje się baza wojskowa. A te myśliwce to jej przedstawiciele. Wejście do portu Bonifacio to wspaniały widok. Korsykańskie klify przy dobrej pogodzie widać z brzegu Sardynii. Jednak wejście do portu jest wąskie. Otoczone z obu stron wysokimi skałami. Na szczytach których wciąż stoją fortyfikacje. Teraz pełniące jedynie rolę ozdobną. Ale budzące spory respekt do tego miejsca.

Znalezienie miejsca do rzucenia cum zajęło nam chwilę. Pirsów jest wiele ale większość jest już zajęta. Udało nam się to sprawnie zrobić i mogliśmy się cieszyć smakiem pysznych croissantów i francuskich bagietek. Wieczorem wybieramy się do górnej części miasta. Gdzie znajduje się pozostałość fortyfikacji. Wspinając się na wzgórze spotykamy lokalnych bardów. Śpiewają znane przeboje i robią to na świetnie. Patrząc z góry na zupełnie nieoświetlone morze, które uderza o skały na dole można poczuć przyjemny dreszczyk emocji. Wracając próbujemy znaleźć knajpkę gdzie moglibyśmy zjeść małą kolację. Jednak okazuje się to praktycznie niemożliwe. Jest mnóstwo knajpek i restauracji ale czynnych tylko do 22. Widząc grupę ludzi kelnerzy odmawiają nam wejścia. Nie zdążylibyśmy zjeść do czasu kiedy obsługa byłaby gotowa do wyjścia. Hmm a co z powiedzeniem nasz klient nasz pan?

basia

< Dzień szósty | Spis treści | Dzień ósmy >